20 000 mil podmorskiej żeglugi
- Jak to! Więc pan może eksploatować kopalnie podmorskie
węgla kamiennego?
- Będzie mnie pan widział przy tej czynności, panie Aronnax. Proszę tylko wykazać nieco cierpliwości. Wszystko zawdzięczam oceanowi; on wydaje elektryczność, a elektryczność daje "Nautilusowi" ciepło, światło, ruch, jednym słowem - życie.
- Ale nie powietrze, którym oddychacie?
- O! Mógłbym wyrabiać i powietrze na moje potrzeby, lecz to zbędny wysiłek, gdyż mogę wypłynąć na powierzchnię morza, kiedy mi się podoba. Wprawdzie elektryczność nie daje powietrza do oddychania, jednak porusza potężne pompy, gromadzące je we właściwych zbiornikach, co mi pozwala przedłużyć w potrzebie mój pobyt w głębi morza, a nawet pozostać tam, gdy chcę, bardzo długo.
- Kapitanie! - odpowiedziałem - poprzestaję na dziwieniu się. Widocznie znalazłeś to, co ludzie znajdą kiedyś niezawodnie, prawdziwą siłę dynamiczną elektryczności.
- Nie wiem, czy inni ją znajdą - zimno odpowiedział Nemo - ale jeśli zechce pan iść za mną, zwiedzimy teraz tył "Nautilusa".
Faktycznie, poznałem bardzo dobrze całą przednią część tego podmorskiego statku, którego części dokładnie tu powtarzam: sala jadalna, długa na pięć metrów, oddzielona od biblioteki nieprzepuszczalną grodzią; biblioteka, pięć metrów; wielki salon, 10 metrów; dalej kolejna gródź i pokój kapitana, liczący pięć metrów; moja kabina, dwa metry pięćdziesiąt centymetrów; rezerwuar powietrza, mający siedem metrów pięćdziesiąt centymetrów, ciągnący się aż do belki środkowej. Wszystko razem miało trzydzieści pięć metrów długości.
Grodzie posiadały drzwi zamykające się hermetycznie dzięki kauczukowym wyłogom, co zabezpieczało statek od zalania w przypadku, gdyby woda w jakiś sposób przedostała się do wnętrza. Poszedłem za kapitanem przez boczne korytarze i doszliśmy do środka okrętu. Tam znajdował się rodzaj studni zawierającej dwie nieprzepuszczalne przegrody. Do wyższej jej części prowadziła żelazna drabinka, przyczepiona do ściany. Pytałem kapitana, do jakiego celu ta drabinka służyła.
- Ona prowadzi do szalupy - odpowiedział.
- A więc macie i szalupę? - zapytałem zdziwiony.
- Tak. To wyborna łódź: lekka, niezatapialna; służy nam do spacerów i do połowu.
- Lecz by ktoś mógł skorzystać z szalupy, "Nautilus" musi znajdować się na powierzchni morza?
- Nie. Łódź przylega szczelnie do górnej części poszycia statku, zajmując wgłębienie specjalnie tam dla niej przygotowane. Przytwierdzona jest mocno, a miejsce połączenia nie przepuszcza wody. Ta drabina prowadzi do otworu, zrobionego w poszyciu "Nautilusa", który odpowiada podobnemu otworowi w boku szalupy. Zamykają za mną otwór w okręcie, ja zamykam otwór w szalupie za pomocą śruby naciskającej, uwalniam łódź od przytrzymujących ją sztab i wypływam z nadzwyczajną szybkością na powierzchnię morza. Wtedy otwieram starannie aż dotąd zamknięty pomost, ustawiam maszt, zaciągam żagle, lub biorę się do wiosła i spaceruję sobie.
- Ale jak pan wraca?
- Ja nie wracam, panie Aronnax, to "Nautilus" wypływa po mnie.
- Na pańskie rozkazy?
- Na moje rozkazy. Przewód telegraficzny łączy mnie ze statkiem. Puszczam telegram i dosyć na tym.
- W samej rzeczy - rzekłem oszołomiony tymi cudami - nic prostszego i łatwiejszego.
Minąwszy klatkę ze schodami dochodzącymi do górnego pokładu, spostrzegłem kajutę długą na dwa metry, w której Conseil i Ned Land, zachwyceni ucztą, żwawo się nią zajmowali. Następne drzwi prowadziły do długiej na trzy metry kuchni, położonej między obszernymi spiżarniami. Tam elektryczność zastosowano do gotowania. Przewody dochodzące aż pod kociołki udzielały platynowym grzejnikom ciepła, wszędzie jednakowo utrzymywanego i rozdzielanego. Elektryczność ogrzewała także przyrządy destylacyjne, które odsalały wodę morską, zmieniając ją w pitną. Przy kuchni urządzono wygodną łazienkę, do której dowolna ilość wody ciepłej lub zimnej płynęła po odkręceniu kurków. Za kuchnią znajdowała się kajuta dla załogi, długa na pięć metrów. Ponieważ drzwi były zamknięte, nie mogłem widzieć jej urządzenia, dzięki któremu mógłbym wywnioskować o liczbie osób potrzebnych do obsłużenia "Nautilusa".
W głębi wznosiła się czwarta nieprzepuszczalna gródź, oddzielająca tę izbę od maszynowni. Kajuta ta, jasno oświetlona, miała co najmniej dwadzieścia metrów długości. Dzieliła się ona na dwie części: w pierwszej były przyrządy wytwarzające elektryczność, w drugiej mechanizm nadający ruch śrubie. Od razu uderzyła mnie woń szczególnego rodzaju, zapełniająca ten przedział. Kapitan Nemo spostrzegł moje wrażenie.
- To gaz wydobywający się z ogniw sodowych; który stanowi niewielką niedogodność. Co rano czyścimy okręt z tego zapachu, otwierając dopływ świeżego powietrza.
Ciekawie przyglądałem się maszynerii "Nautilusa".
- Jaka jest największa szybkość pańskiego statku?
- Pięćdziesiąt mil na godzinę.
- Kapitanie Nemo, zgadzam się na obserwację rezultatów i nie szukam ich wyjaśnienia. Widziałem "Nautilusa" manewrującego wobec "Abrahama Lincolna", wiem, co mam sądzić o jego szybkości. Lecz iść, to jeszcze nie dosyć, trzeba wiedzieć, gdzie się idzie! Trzeba mieć możliwość kierowania statkiem. Jakim sposobem zapuszczacie się do wielkich głębin, skoro spotykacie ciśnienie setek atmosfer? Jak powracacie na powierzchnię oceanu? Na koniec, jak utrzymujecie się na żądanej głębokości? Może to niedelikatnie z mej strony, że zadaję te pytania?
- Nie, panie profesorze - odpowiedział kapitan po krótkim wahaniu. - Przecież nigdy już pan nie opuści mojego statku. Chodźmy do salonu. Tam jest nasza prawdziwa pracownia i tam dowie się pan wszystkiego, co może wiedzieć o "Nautilusie".
|