Czy Polacy coś czytają.
Marek Radziwon 18-11-2004, ostatnia aktualizacja 18-11-2004 19:28
www.gazeta.pl
W najnowszym, listopadowym numerze miesięcznika "Więź" pada dramatyczne pytanie: Czy przestajemy czytać?
O stałym spadku czytelnictwa w Polsce mówi się od dawna, ale czy istotnie Polacy kiedyś czytali dużo i chętnie, a teraz nagle nie chcą wcale? Głębokie różnice w poglądach na tę sprawę pokazuje dyskusja z udziałem Andrzeja Mencwela, Jerzego Sosnowskiego i Jana Gondowicza. "Młodzi ludzie (...) traktują propozycję pójścia do biblioteki naukowej tak jak propozycję odwiedzin w kostnicy. Dla nich biblioteki to cmentarzyska umarłych idei i umarłych książek, niepotrzebnych, zadrukowanych ton papieru" - twierdzi Gondowicz. "Liczba osób korzystających z Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego wzrosła w
ostatnich pięciu latach dwunastokrotnie" - przekonuje Mencwel.
"Więź" postanowiła spytać także o trzy najważniejsze książki ostatniego 15-lecia ludzi, którzy czytać
z pewnością nie przestali. Do ankiety zaproszono m.in.: Tomasza Burka, Antoniego Liberę, Tomasza
Łubieńskiego, Tadeusza Nyczka, Barbarę Skargę, Henryka Wańka, Martę Wykę. Niektórzy odpowiadają
subiektywnie, po swojemu, nie oglądając się na literackie hierarchie, inni starają się budować
obiektywną listę najważniejszych zdarzeń literackich. Bywają także głosy surowe: "W ostatniej dekadzie
ani w filozofii, ani w literaturze nie pojawiła się żadna książka, którą uznałabym za wyjątkowo ważną,
która by mną wstrząsnęła" - pisze Barbara Skarga.
W większości wypowiedzi przewijają się jednak nazwiska najważniejsze dla polskiej literatury
współczesnej: Czesława Miłosza, Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, Zbigniewa Herberta, Tadeusza
Różewicza, Wisławy Szymborskiej.
Blok materiałów poświęconych czytelnictwu uzupełnia szkic Piotra Śliwińskiego pt. "Pusty cokół" o
pułapkach, jakie tkwią mimo reform (a może z powodu reform?) w polskim systemie oświatowym, i
znakomity, nostalgiczny esej Piotra Matywieckiego zatytułowany "Stary gmach" o dawnym budynku
biblioteki na dziedzińcu uniwersyteckim w Warszawie. Matywiecki przepracował w bibliotece
uniwersyteckiej 20 lat. Wielu jej stałych bywalców znał osobiście, pozostałych czytelników jako znawca
bibliotekarskiego fachu klasyfikował, dzielił na typy i podgrupy: "Najwięcej było studentów
czytających ?na zadane ?. Po lekturze oddawali podręczniki - niektóre ich rozdziały były brudne od
tysięcy palców, a inne dziewiczo białe (...). Zjawiali się klienci jednorazowi. Już od progu
rozpoznawało się tych emigrantów, co po wielu latach odwiedzili ojczyznę i przyszli w herbarzach
odtwarzać swoją genealogię".
Kiedy w 1980 roku, wspomina Matywiecki, na kilka miesięcy otwarto dostęp do prohibitów, w czytelni
godziny spędzał jakiś emerytowany robotnik, który raz po raz pytał pracowników: "Panowie, czy ja to
zdążę przeczytać, zanim oni znowu bibułę przymkną".
"Więź", listopad 2004
|