Winnetou - tom II - fragmenty książki
Spałem może z godzinę, kiedy mnie zbudził ruch konia; podniósł
głowę i wciągał podejrzliwie powietrze nozdrzami.
Wstałem oczywiście natychmiast i udałem się w kierunku,
w którym wietrzył. Podszedłem ku ogrodzeniu, pochylając się tak,
aby nie być spostrzeżonym. Wyjrzawszy ostrożnie, zobaczyłem
w odległości może dwustu kroków coś poruszającego się powoli
naprzód. Była to gromada ludzi leżących na ziemi i pełzających ku
nam. Odwróciłem głowę, by zawiadomić o tym Winnetou, i zobaczyłem
go stojącego już za mną. Usłyszał bowiem przez sen moje
lekkie kroki.
- Czy mój brat widzi te postacie? - spytałem.
- Tak - odrzekł - to czerwoni wojownicy.
- Prawdopodobnie Siuksowie Okananda, którzy chcą napaść na
dom.
- Old Shatterhand ma słuszność. Musimy wejść do środka domu.
- Dobrze. Ale koni nie zostawimy tutaj, gdyż zabraliby je Okanandowie.
- Zaprowadzimy je z sobą do domu. Dobrze, że jesteśmy w cieniu,
bo przez to nie mogą nas Siuksowie zobaczyć.
Wróciliśmy czym prędzej do koni, odwiązaliśmy je i przeprowadziliśmy
z ogrodzonego miejsca do domu. Winnetou chciał właśnie
obudzić przez okno śpiących, kiedy spostrzegłem, że drzwi nie są
zamknięte. Otworzyłem je całkowicie i wciągnąłem Swallowa do
środka. Szmer, wywołany przez nas, pobudził śpiących.
- Kto to? Co się stało? Konie w domu? - zapytał, zrywając się
osadnik.
- To my, Winnetou i Old Shatterhand - uspokoiłem go, gdyż nie
mógł nas poznać w ciemności.
- Wy? Jakżeście weszli?
- Drzwiami.
- Do stu piorunów! Zapewne źle popchnąłem zasuwę, kiedyście
wychodzili. Ale dlaczego wprowadzacie konie do domu?
- Ponieważ ukradziono by je nam - odpowiedziałem.
- Kto by je miał ukraść?
- Siuksowie Okananda, którzy właśnie czołgają się ku domowi,
by na was napaść.
Można sobie wyobrazić, jakie zaniepokojenie wywołały te słowa.
Rollins udawał, że jest równie przerażony jak inni. Winnetou
nakazał spokój:
- Bądźcie cicho! Krzykiem nie zwycięża się nieprzyjaciół. Musimy
się czym prędzej zastanowić nad tym, w jaki sposób odeprzeć
Okanandów.
- Nad tym nie potrzeba się naradzać - odrzekł Corner. - Rozpoznamy
ich, bo księżyc świeci dość jasno, i wymieciemy kulami
jednego po drugim, w miarę jak będą nadchodzić.
- Tego nie uczynimy - oświadczył Apacz.
- Czemu nie?
- Ponieważ krew ludzką przelewa się dopiero wtedy, kiedy tego
nie można uniknąć w żaden inny sposób.
- Teraz zachodzi właśnie ten wypadek, gdyż te czerwonoskóre
psy muszą dostać nauczkę, którą pozostali przy życiu zapamiętają na
długo.
- Mój biały brat nazywa Indian czerwonoskórymi psami? Niechaj
jednak zważy, że i ja jestem także Indianinem i lepiej od niego
znam moich czerwonych braci. Ilekroć uderzają na bladą twarz, zawsze
mają do tego powód, bo zwykle albo ona sama występowała
przeciwko nim, albo namówił ich do tego jakiś inny biały, któremu
uwierzyli przez łatwowierność.
- Gdyby nawet tak było, jak Winnetou utrzymuje, to przecież
mam prawo zabić tego, kto usiłuje wtargnąć do mego domu.
- Twoje prawo nic nas nic obchodzi. Stosuj się do niego, gdy
będziesz sam, ale teraz są tutaj Old Shatterhand i Winnetou przyzwyczajeni
do tego, żeby ich słuchano wszędzie, gdzie tylko się znajdują.
Od kogo kupiłeś ten skrawek gruntu?
- Kupiłem? Niegłupim kupować! Osiedliłem się tutaj, bo mi się
podobało, a jeśli pozostanę tu przez czas przepisany ustawą, ziemia
będzie należała do mnie.
- A zatem nie pytałeś o pozwolenie Siuksów, do których ten kraj
należy?
- Ani mi przez myśl nie przeszło!
- I dziwisz się, że uważają cię za wroga, za złodzieja i rabusia ich
ziemi? Nazywasz ich czerwonoskórymi psami i chcesz ich wystrzelać?
Daj jeden strzał, a wtedy ja wpakuję ci kulę w głowę!
- Cóż mam czynić? - spytał osadnik, spuszczając z tonu wobec
tej przemowy słynnego Apacza.
- Nic, zupełnie nic - odrzekł Indianin. - Ja i mój brat Old Shatterhand
będziemy działali za ciebie. Jeśli zastosujesz się do naszych
poleceń, nic ci się nie stanie.
Rozmowa ta odbyła się tak szybko, że nie zajęła więcej czasu niż
dwie minuty. Ja stałem tymczasem przy jednym z okien, śledząc, kiedy
zbliżą się Okanandowie, lecz nie zauważyłem jeszcze nikogo. Skradali
się widocznie najpierw z daleka dokoła domu, by się przekonać,
czy nie ma powodu do obaw, i czy nie spostrzeżono ich nadejścia.
- Czy mój brat widzi już Siuksów? - zwrócił się do mnie Winnetou.
- Jeszcze nie - odpowiedziałem.
- Czy zgadzasz się ze mną, że nie należy ich zabijać?
- W zupełności.
- Jak jednak odpędzimy ich stąd bez przelewu krwi?
- Mój brat Winnetou wie o tym tak dobrze jak ja.
- Old Shatterhand zawsze zgaduje moje myśli. Pochwycimy tego
z nich, który przyjdzie na zwiady.
|