Czytanie ma przyszłość  
  Biblioteka Wielkiej Przygody  
 
O czytaniu
Moda na czytanie
Czy Polacy coś czytają
Czytanie dzieciom się opłaca
Czytam, więc jestem
Dzieci powinny czytać
Czytanie klasyki
Cała Polska czyta dzieciom
Jak zdrowo czytać
Dzieci nie słyszą!!!
Biblioteka Kuriera Porannego
W 80 dni dookoła świata
19.11.2004
Baśnie i legendy polskie
26.11.2004
Old Shatterhand
3.12.2004
Baśnie z tysiąca i jednej nocy
10.12.2004
Bajki Perrault
17.12.2004
Opowieść wigilijna
24.12.2004
Don Kichot
31.12.2004
Serce
7.01.2005
Biblioteka Nowej Trybuny Opolskiej
W 80 dni dookoła świata
15.11.2004
Baśnie i legendy polskie
22.11.2004
Old Shatterhand
29.11.2004
Baśnie z tysiąca i jednej nocy
6.12.2004
Bajki Perrault
13.12.2004
Opowieść wigilijna
20.12.2004
Don Kichot
27.12.2004
Serce
3.01.2005
Już ukazały się
Baśnie
Pierścień i róża
Król Maciuś Pierwszy
Pinokio
Ivanhoe
Pięcioro dzieci i 'coś'
Ostatni Mohikanin
Pollyanna
W pustyni i w puszczy
Czarnoksiężnik z krainy Oz
Lord Jim
Jeździec bez głowy
Trzej muszkieterowie
Zew krwi
Ania z Zielonego Wzgórza
Winnetou
Baśnie nad baśniami
Wesołe przygody Robin Hooda
Przygody Sherlocka Holmesa
Wyspa Skarbów
Przygody Tomka Sawyera
Tajemniczy ogród
Robinson Kruzoe
20 000 mil podmorskiej żeglugi
 
   
   
 

Sorry, Winnetou

Dlaczego już nikt nie czyta książek o Indianach Winnetou

Wygląda na to, że Indianie znowu wymierają, tym razem jako mit kultury masowej. Ustępują pola bohaterom filmów i gier komputerowych rozgrywających się w przestrzeni kosmicznej, najemnikom w najdziwniejszych wojnach z kuriozalnymi imperiami zła, Supermanowi czy innym nadludziom machającym laserowymi mieczami.

Adam Krzemiński
(Polityka, 29/2002)

W ankiecie opublikowanej z okazji Dnia Dziecka 23 znanych polityków i artystów na 60 (wśród nich Leszek Balcerowicz, Jerzy Buzek, Janusz Głowacki, Ryszard Kapuściński, Stanisław Lem, Leszek Miller i Szymon Szurmiej) przyznało, że do ich ulubionych lektur dziecięcych należały powieści Karola Maya, Curwooda, Coopera, Londona, a także Szklarskiego. Jednak dla dzisiejszej młodzieży są to już tylko niemodne książki. Tymczasem przez ponad dwa wieki czerwonoskórzy - wypierani i mordowani przez białych kolonizatorów i białych osadników - tryumfalnie okupowali kulturę masową.

Na dobrą sprawę byli pierwszymi bohaterami zderzenia cywilizacji. Z jednej strony oświeceni Europejczycy przybywający zza wielkiej wody w swych pływających domach, dysponujący znakomitą techniką, organizacją i wiedzą naukową. Z drugiej szlachetni dzicy, naiwni, ale żyjący w zgodzie z naturą, skazani na wymarcie ostatni Mohikanie, tropiciele śladów, myśliwi, świetni jeźdźcy i zarazem mędrcy potrafiący rozmawiać z ziemią, wiatrem, ogniem i wodą oraz duchami przeszłości, dysponujący magiczną wiedzą lekarską - niedostępną białym, zepsutym przez ich ciasny racjonalizm. Tragiczny los Indian był wyrzutem sumienia dla sentymentalnych Europejczyków, a zarazem dowodem na wyższość cywilizacyjną Zachodu i słuszność darwinowskiej zasady, że w walce o byt zwycięża silniejszy.

Dla uspokojenia serc zachodnia kultura masowa karmiła się budującą bajką o braterstwie krwi Indianina i białego ponad przepaścią cywilizacyjną. Prototypem takiego przymierza był Skórzana Pończocha, biały wychowany od dzieciństwa przez Indian, bohater pięcioksięgu Sokolego Oka (1823-1841) Jamesa Fenimore'a Coopera. Ale było to przymierze-złudzenie. Cooper - niezwykle ceniony zarówno przez Goethego i Balzaka jak i Mickiewicza - w postaci "Ostatniego Mohikanina" stworzył najtragiczniejszą chyba postać literatury amerykańskiej, jedynego pozostałego przy życiu członka wygasłego, to znaczy wyrżniętego przez białych w połowie XVIII w., plemienia, którego ostatni niedoszły wódz Unkas zginął broniąc białej dziewczyny przed własnymi współbraćmi.

Odległymi krewnymi Skórzanej Pończochy są oczywiście: grany przez Dustina Hoffmana "Mały Wielki Człowiek", boży Prostaczek krążący między dwoma światami - białych i czerwonych, oraz "Tańczący z wilkami" Kevin Costner, raz żołnierz Unii w wojnie z konfederatami, a potem prawie Indianin, uchodzący wraz z prześladowanymi Indianami przed swymi dawnymi towarzyszami broni. Oto pomieszanie ról moralnych: w wojnie secesyjnej z Południem jankesi walczą o wolność czarnoskórych niewolników, by zaraz potem w wojnach na Wielkich Równinach wypędzać czerwonoskórych z ich terytoriów, zrywać układy i uczestniczyć w ludobójstwie, którego ofiarą w drugiej połowie XIX w. padła ogromna liczba północnoamerykańskich Indian. Przejednaną jakoby wrogość obu światów miały symbolizować występy Siedzącego Byka, zwycięzcy spod Little Big Horn (1876) w cyrku Buffalo Billa w 1885 r., ale na krótko, gdyż już w roku 1890 r. Siedzący Byk został zamordowany, a 7 Pułk Kawalerii USA wziął odwet za klęskę sprzed czternastu lat i pod Wounded Knee dokonał masakry setek rozbrojonych już Indian.

Prosty dramat charakterów

Literatura trywialna potrzebowała jednak mitu przyjaźni i biało-czerwonej symbiozy. Amerykańska preria była znakomitą sceną dla prostego dramatu charakterów. Zło i dobro, prawo i siła, wolność i uniwersalne wartości moralne, przygoda i przyroda. Wielkie przestrzenie pociągały i rozpalały fantazję zwłaszcza w krajach ściśniętych w środku Europy, w których kroku nie można zrobić nie nadeptując komuś na płot lub nie przekraczając jakiegoś zakazu. To Karol May, który spędził w saskich więzieniach siedem lat za oszustwa, namalował najbardziej chyba uwodzicielską wizję Dzikiego Zachodu i przyjaźni białego z Indianinem.

Winnetou to kolejne wydanie szlachetnego Indianina, który jednak jest bardziej wszystkim innym niż dzikim. Przypomina raczej błędnego rycerza z niemieckich eposów o średniowiecznych bohaterach, ma wysokie czoło, nos prawie rzymski, cygaro - jeśli już musi je palić w towarzystwie białych - trzyma "z większym wdziękiem niż niejeden paryski elegant". Słowem arystokrata, a na dodatek chrześcijanin, jak dowiadujemy się w momencie śmierci Apacza. Winnetou i Old Shatterhand są ulepieni z tej samej gliny co Siedmiu Wspaniałych i wszyscy inni mniej lub bardziej samotni jeźdźcy znikąd. Za to, że miał jasne włosy i błękitne oczy, w czasach stalinowskich wytaczano Shatterhandowi proces w NRD i w PRL, podejrzewając go o nazbyt bliskie koligacje z nietzscheańską "blond bestią" i kultowymi postaciami Hitlerjugend.

Problem polegał na tym, że od czasów Kiplinga talenty tropicieli śladów oraz indiańskie cechy charakteru - wytrzymałość na ból, powściągliwość, wyczucie i rozumienie przyrody, samowyrzeczenia - weszły w skład ideologii skautingu, a potem i naszych harcerzy, i - jak to się kiedyś mówiło - przysposobienia wojskowego: podchody, saperka, zdobywanie sprawności od początku XX w. należały do kanonu wychowania młodych chłopców w duchu wojskowym. Przez ruch sokoli przeszły przed I wojną setki tysięcy uczniów, by następnie latem i jesienią 1914 r. z całymi swymi indiańskimi umiejętnościami i patriotycznymi pieśniami na ustach ginąć w ogniu karabinów maszynowych. Podobnie było przed II wojną. Aleksander Kamiński wspomina w "Kamieniach na szaniec" indiańskie podchody na harcerskich obozach z lata 1939 r. i późniejsze indiańskie pseudonimy żołnierzy Szarych Szeregów. Choć częściej sięgano do rodzimych kryptonimów z Trylogii.

Karol May i Indianie zniknęli z półek wydawniczych w czasach stalinowskich, bo nazbyt odciągali wyobraźnię ku amerykańskiej swobodzie. Miejsce błędnych rycerzy z pióropuszami we włosach i sztucerem Henry'ego zastąpili błędni rycerze rewolucji bolszewickiej na taczance, z naganem za pasem i karabinem maszynowym Maxima. Zamiast prerii - step. Zamiast Czarnych Stóp - czerwoni kozacy, zamiast traperów - komisarze. A jednak to nie było to samo.

Polak Indianinem Europy

Wraz z odwilżą zaczęli wracać Indianie. Najpierw rodzimi: "Mały Bizon" Arkadego Fiedlera, tego od "Dywizjonu 303" - a więc i tu pokrewieństwo dusz między pilotami myśliwców i myśliwymi na prerii, a potem obca kontrabanda. W 1954 r. "Dookoła świata" urządziło regularny sąd nad Karolem Mayem. Oskarżyciele zarzucali Mayowi "fałszywy obraz stosunków społecznych i narodowościowych", nauczanie nienawiści i prawa dżungli, a to wszystko "oprawne w formę najgorszego romansu brukowego".

Braterstwo krwi Old Shatterhanda i Winnetou, niepozbawione zresztą homoerotycznego podtekstu, klonowano następnie w dziesiątkach podobnych powieści indiańskich. W powieściach powojennych polski klon Old Shatterhanda szybko wpada w konflikt lojalności między uwielbieniem do Stanów Zjednoczonych, jako kraju Kościuszki i Pułaskiego, a współczuciem dla Indian i walką o ich prawa. Przykładem trylogia Longina J. Okonia "Tecumseh", "Czerwonoskóry generał" oraz "Śladami Tecumseha" o burzliwych losach indiańskiego wodza i indiańskich plemion walczących z Amerykanami o swe prawa. Bohaterem jest Polak - przyjaciel Indian - były uczestnik powstania kościuszkowskiego. W wojnie między angielską Kanadą i USA (1812-1815) sympatia autora jest po stronie Brytyjczyków i plemion sprzymierzonych z nimi w Związku Oporu Indian. A po śmierci Tecumseha to właśnie Ryszard Kos, jako baśniowy protoplasta Ludwika Mierosławskiego i Che Guevary, staje na czele wyzwoleńczej walki Indian. Niestety, wystarczy zerknąć do podręczników historii, bezskutecznej.

Czytelnik już na pierwszych stronach odnajduje nie tylko zamorskie, ale i nasze rodzime nadwiślańskie konflikty. Jednym z najbardziej zawziętych przeciwników Ryszarda Kosa jest "ponury Gunter" o niemieckim nazwisku, kłusownik i morderca Indian, intrygant i prowokator, przeniesiony do amerykańskiej puszczy z krzyżackiego zamku lub zdemobilizowany z dywizji SS. Kos otrzymuje indiański przydomek Czerwone Serce i walczy w obronie uciśnionych Indian za wolność waszą i naszą. Ta polsko-indiańska sztama - jak zwierza się swemu czerwonoskóremu bratu Kos - wynika ze wspólnoty losów. "Mój kraj nazywa się Polska, widzisz, wodzu, ziemie czerwonoskórych zajęli biali. Mój kraj także zabrali wrogowie. Walczyłem z nimi i dlatego musiałem uciekać".

Mimo woli Kos powtarza tu pogardliwą opinię króla pruskiego Fryderyka II, że Polacy ze względu na swe pstrokate stroje i skołtunione włosy ("węzeł polski") to Irokezi Europy. Ten stygmat dzikości i zacofania nasi autorzy odwracają: nie jesteśmy Indianami, a jeśli, to o tyle, że jesteśmy przyjaciółmi uciśnionych, kochamy wolność, przyrodę i sprawiedliwość, i mamy tego samego wroga: bezduszną maszynę oświeceniowego państwa, brutalnych i wiarołomnych kolonistów (tak jak ci "placówkowi" Niemcy) oraz niszczycielską wszechwładzę pieniądza. I nawet jeśli wyemigrowaliśmy do USA, to nie rzucim ziemi skąd nasz ród. Howgh!

Po październiku 1956 r. polska literatura dla młodzieży obrodziła rodzimymi powieściami indiańskimi. Autorzy byli sprawni: Adam Bahdaj w "Czarnym Sombrero" czy "Panu Drewerze i Indianach" opisywał zwykłe sprawy mocnych mężczyzn na pograniczu, poszukiwanie skarbów, walki z bandytami, wizyty u Chayenów. U Wiesława Wernica - "Tropy wiodą przez prerię" - chirurg szpitala w Milwaukee nad jeziorem Michigan przegrywa medyczny pojedynek z indiańskim czarownikiem. Biały potrafi jedynie ucinać nogi, podczas gdy czerwonoskóry leczy je kuracją ziołową. Po czym daje się wciągnąć przez kolejnego Shatterhanda-Kosa w przygody na biało-czerwonym pograniczu. Gdy te powieści się ukazywały, modny był u nas "Smutek tropików" Claude'a Lévi-Straussa i etnograficzny opis kultur prymitywnych jako nie gorszych od naszej. Przygody polskich Indian i polskich kowbojów są nie gorsze od przygód ich amerykańskich lub niemieckich kolegów, czasami je przypominają, jakby były na jedno kopyto, kiedy indziej są wzbogacone - jak u Nory Szczepańskiej - o skomplikowaną psychologię. Przeważnie też towarzyszy im ciut natarczywa pedagogika, np. w wydaniu generała Sheridana u Wernica: "Potrafiliśmy w sposób bardzo perfidny szczuć, kiedy było potrzeba, jedne szczepy przeciwko drugim. Tradycje mamy pod tym względem bardzo dawne, sięgające okresu walk francusko-angielskich o Kanadę... Uczyńmy ich współgospodarzami kraju...".

Nie mógł się bez Indian obyć także Tomek Wilmowski, bohater cyklu powieściowego Alfreda Szklarskiego. W "Tomku na wojennej ścieżce" (1958) Tomek miał tyle lat, ile jego czytelnicy - szesnaście, "choć z postawy wyglądał na dziewiętnaście". Przesłanie było jasne. Jeśli będziesz pracował nad sobą, możesz być mężny i starszy niż jesteś. Dokładnie odwrotnie niż dziś, gdy mając 60, należy się nosić jak szesnastolatki... Tomek - inaczej niż Ryszard Kos - swe przygody zawdzięczał polsko-niemieckiej współpracy. Tomek miał pozyskać na pograniczu USA i Meksyku trupę Indian do występów w niemieckim cyrku. Dziś byłby kłopot z takim bohaterem, ściągnąłby na siebie protesty ekologów i działaczy ruchu na rzecz ludów zagrożonych... A poza tym dzięki reportażom telewizyjnym w Discovery lub Real-TV wiemy, jak to pogranicze wygląda naprawdę: narkotyki, polowanie na nielegalnych imigrantów. Ci realni Indianie nie mają w sobie wiele ze szlachetnych dzikich, są obszarpani i wymęczeni, a i ścigający ich rangersi to nie kolejne wcielenia Old Shatterhanda, ponieważ wśród prących do USA przez Rio Grande nielegalnych imigrantów szukają nie tylko mrówek szmuglujących heroinę, ale i agentów ibn Ladena...

Rozwiał się też mit Indianina wsłuchanego w głosy przyrody, gdy okazało się, że kultowa postać hippisów i dzieci kwiatów, mądry Don Juan, czarownik i znawca tak indiańskich ćwiczeń duchowych jak i lekkich narkotyków, opisany w niezliczonych książkach Carlosa Castanedy, jest po prostu tak samo wymyślony jak Winnetou.

Malowani czerwonoskórzy

Literatura popularna XIX i XX w. jest zresztą pełna mniej lub bardziej fałszywych Indian. Chyba najsłynniejszym była Szara Sowa, Anglik George Belaney podający się w latach 30. za Indianina. Jego "Pielgrzymi puszczy" byli bestsellerem przed wojną, a "Sejdżio i jej bobry" tuż po wojnie. Wiesław Wernic dowodzi, że Szara Sowa mimo że nie był Indianinem z urodzenia, był nim z wychowania, ponieważ spędził parę lat wśród kanadyjskiego plemienia Odżibwejów.

Mieliśmy po październiku również naszego własnego Indianina. Sat Okh (Stanisław Supłatowicz) urodził się w 1925 r. (a może w 1920) w Kanadzie jako syn Polki (zesłanej wraz z ojcem na Syberię w 1905 r.) i wodza plemienia Shawnee - Wysokiego Orła. Do Polski przyjechał w 1937 r., w czasie okupacji był jakoby partyzantem, a w 1945 żołnierzem batalionu morskiego. W 1958 r. trzynastolatki pożerały w "Świecie Młodych" opowieści Sat Okh o tym, jak to będąc pierwszy raz w kinie chciał rzucić tomahawkiem w ekran. Sat Okh "Ziemię Słonych Skał" pisał wraz z Jerzym Broszkiewiczem. Był to opis etnograficzny wstrząsający młodymi czytelnikami, którzy dowiadywali się, jak bolesne było wtajemniczanie chłopca w życie wojownika. Jeszcze w 1997 r. ukazał się jego "Głos prerii". Ale chyba już bez większych wrażeń.

Indianie w PRL to był zew nie tyle krwi, ile wolności, powiew innego świata, co pięknie pokazał Wiktor Woroszylski w "I ty zostaniesz Indianienem". Przyjeżdża wuj z Ameryki i przywozi chłopcu tomahawk. Dziecku zaczyna się teraz dwoić w oczach, wydaje mu się, że jest szlachetnym Apaczem, który pokonuje tchórzliwych Komanczów. Wuj jest z Ameryki, więc sam jest prawie Indianinem, a o tomahawk - buławę wtajemniczenia - trzeba walczyć zadając sobie ćwiczenia duchowe i samodyscyplinę. Dziś miast wyimaginowanych Indian mamy gangi blockersów i mafie złodziei samochodów. Palenie fajki to pryzma "śniegu". Nie występują też chłopięce emocje okresu międzywojennego: znaczki pocztowe, obozy harcerskie, sukcesy przeżywa się inaczej niż wówczas triumf Żwirki i Wigury w Challengu albo bieg Kusocińskiego w Los Angeles. Jesteśmy zwykli i normalni. Waleczny Orzeł i jego Apacze nie będą koczować w chaszczach pod Warszawą, niewidzialni dla dorosłych...

Old Shatterhand w pelerynie Batmana

Dzisiejsza młoda generacja nie zachwyca się już indiańskimi książkami. Świat indiańskiej przyrody, braterstwa, indywidualnej swobody i dobrowolnego podporządkowania się zespołowi to nie są wartości atrakcyjne dla chłopca dorastającego wśród gier komputerowych i reportaży telewizyjnych. Harcerstwo z jego szczepami i pionierką staje się marginesem. Nowe media forsują nowy indywidualizm. Przyroda - ta dostępna - jest coraz bardziej okaleczona i dozowana poprzez przemysł turystyczny. A przygoda coraz bardziej staje się ucieczką w wirtualny świat dziwacznych stworów, sztucznych półbogów i gier, których sens polega nie na bezszelestnym wtopieniu się w pejzaż i zdobyciu kolejnych sprawności duchowych i fizycznych, lecz na mechanicznej zręczności w posługiwaniu się joystickiem lub czysto matematycznych łamigłówkach. W świecie mechanicznych nadludzi swobodnie poruszających się w przestrzeni międzygalaktycznej Old Shatterhand nie ma większych szans, chyba że włoży pelerynę Batmana. Wygląda na to, że mit indiański został wyeksploatowany do końca. Z tej kopalni nie da się wydobyć nic nowego. Sorry, Winnetou...

<< powrót
Możesz jeszcze uzupełnić swoją kolekcję "Biblioteki Wielkiej Przygody" !
Zadzwoń pod bezpłatny numer: 0 800 800 129

Biblioteka NTO przyciąga uczniów. Zdobi półki już w 20 szkołach na Opolszczyźnie ...

Rośnie nasza biblioteka. Już od poniedziałku w punktach sprzedaży zaczną się pojawiać kolejne tomy ...

Każdy z nas może pomóc w odbudowie kultury czytelniczej, fundując przynajmniej jedną książkę dla bibliotek....

Szał na "Poranny" z książką
Zainteresowanie białostoczan Biblioteką "Kuriera Porannego" przeszło najśmielsze oczekiwania.

Przebojowa kolekcja "NTO"
50 tysięcy egzemplarzy "Nowej Trybuny Opolskiej" z książką Juliusza Verne'a rozeszło się w sobotę jak świeże bułeczki.

Kurier Poranny rozpoczął akcję Biblioteka Kuriera Porannego!
25 tytułów światowej klasyki dziecięcej i młodzieżowej, będzie można nabyć w każdym punkcie, gdzie sprzedawany jest "Kurier Poranny"

Nowa Trybuna Opolska
Nasi czytelnicy będą mieli okazję skompletować piękną oraz wyjątkową serię książek z kanonu literatury dziecięcej i młodzieżowej.


 
 
© 2004 Mediasat Poland

Linki  |   Kontakt  |   Pomoc