Ostatni Mohikanin w filmie
Można nie uznawać Jamesa Fenimore'a Coopera za ojca powieściowego westernu, ale to dzięki niemu świat przed stu kilkudziesięciu laty zaczął się pasjonować wielką amerykańską epopeją: losami pionierów, osadników, traperów, Indian z rozmaitych szczepów, wojnami kolonizatorów o podbój Ameryki. Wady "Pięcioksięgu przygód Sokolego Oka" - historyczne nieścisłości, rozwlekłość narracji, uproszczona psychologia - nie przesłaniały jego zalet w oczach producentów, którzy niemal od początku uczynili pisarza dostawcą tekstów dla kina.
Najczęściej przenoszono na ekran "Ostatniego Mohikanina" - zdecydowanie najpopularniejszą powieść cyklu. Wśród wielu filmów i seriali wyróżniała się adaptacja z 1936 roku z Randolphem Scottem w roli Sokolego Oka. Michael Mann, scenarzysta i reżyser najnowszej kinowej wersji powieści, przyjął za wzór tamtą sprzed 60 lat i wysunął na pierwszy plan wychowanego przez Indian trapera Sokole Oko, spychając w cień bohatera tytułowego Unkasa, syna wodza Chingachgoka. Zamiast "ostatniego Mohikanina" pojawił się więc "pierwszy amerykański bohater" (slogan reklamowy filmu) w pełnej wigoru kreacji Daniela Day-Lewisa (Oscar za "Moją lewą stopę"). Szczupły, długowłosy, urodziwy i silny - w chaosie zdarzeń ostatniej francusko-angielskiej wojny o kolonie uosabia amerykańską ideę wolności i niezależności, imponuje odwagą i stanowczością.
Po premierze mówiono, iż film bardzo uprościł obraz czasów i ludzi, skrzywdził pochopną oceną Indian i nie dość mocno zarysował tak wyrazisty u Coopera konflikt między cywilizacją a samotnikami. Mało kto jednak zaprzeczał, że jest to opowieść fascynująca; film okrutny i krwawy, to znów prawdziwie liryczny, łączący barwny romans z wielkim epickim widowiskiem.
Wacław Świeżyński
Za www.gazeta.pl
|